wtorek, 16 kwietnia 2013

Prolog

W maleńkim amarantowym łóżeczku, w pokoju na piętrze leżała mała, może dwuletnia, dziewczynka. Miała prześliczne, długie, puszyste, kasztanowe loczki i brązowe duże oczy. Były one utkwione w jednym punkcie. Jakby nieustannie na coś patrzyła... Owa dziewczynka miała w pokoju duże lustro. Tego popołudnia, jak każdego dnia widziała w nim niby zwykłe okno oraz to co znajdowało się poza nim, a były to piękne widoki. Domek w którym znajdował się pokój dziecka był niewielki piętrowy, murowany. Stał oddzielnie od innych domów, dość daleko od miasta. Było cicho, spokojnie. Przy domu był ogromny ogród. Ogród w którym rosły nie tylko kwiaty i drzewa... Znajdował się tam także staw z fontanną i postawioną obok ławeczką, ale i niewielki plac zabaw. Często świergotały tam ptaki, było słychać także szum wody. O tej porze roku było tam wiele różnych barw, przylatywały także liczne owady, także motyle które dziewczynka uwielbiała.
-Elizko! Eliza skarbie!-rozległ się głos kobiety.
-Tak mamo?- z pokoju obok wyszła na korytarz starsza, około 6-letnia dziewczynka.
-Chcesz jechać z nami do sklepu?
-Tak!-krzyknęła rozradowana.
Następnie podeszła do niej pani z którą rozmawiała.
Ale tak to chyba nie pojedziesz co?-uśmiechnęła się kobieta i przykucnęła przy dziecku.
Dziewczynka spojrzała na swoje ubranie i uśmiechnęła się do mamy. Ubranko było ubrudzone w farbie, tak samo jak ręce i buzia właścicielki..
-Leć się przebrać słoneczko.
-Dobrze-dziewczynka pobiegła do swojego pokoju.
Kobieta wstała i spojrzała na maleństwo leżące w oddzielnym pokoiku. Nagle posmutniała. Po krótkim zastanowieniu zrobiła krok w stronę dziecka.
-Mamo!-rozległ się krzyk starszej dziewczynki.
-Tak?-Kobieta znów stanęła.
-Czy Ula może jechać z nami?
-Tak kochanie, oczywiście, ale musisz do niej zadzwonić.
-Dobrze!
Kobieta znów poczęła spoglądać na młodszą córkę. Znów po dłuższym zastanowieniu ruszyła w kierunku zachwycającego aczkolwiek prostego łóżeczka. Szła bardzo wolno. W końcu dotknęła mebelka. Patrzyła teraz na dziecko z bliskiej odległości. Było cicho. Nawet zwykle rozśpiewane ptaki były teraz cicho. Stała tak dłuższą chwilę.
-Ula?-Krzyczała za ścianą dziewczynka do słuchawki.-Chcesz jechać ze mną i z moimi rodzicami do galerii?
Kobieta odwróciła się nieświadomie przy pierwszym wykrzyczanym przez dziecko słowie, tak jakby się przestraszyła. Zaraz odwróciła się do młodszej córki. Nachyliła ku niej rękę i pogłaskała ją po głowie. Patrzyła na dziecko ze łzami w oczach, a maleństwo patrzyło na nią z dziecięcym uśmiechem.
-Kocham cię maleńka...-wyszeptała mama.
Zaraz potem podniosła się i odeszła od dziecka. Wychodząc z pokoju otarła oczy, by starsza córka nie widziała jej smutku.
-Mamo...
-Tak?-odparła kobieta i uśmiechnęła się trochę.
-Płakałaś?-spytała córka.
-Nie kochanie, no co ty. Wszystko jest w porządku-złapała córkę za nosek.
-Mamusiu?
-Tak kochanie?
-A Sandra, Sandra z nami nie jedzie?-dziewczynka spojrzała w kierunku małego łóżeczka.
-Tak kochanie, Sandra jest chora, przecież wiesz, nie może z nami jechać.
-Sandra ciągle jest chora...-rzekła dziewczynka z wyrzutem.
-Tak kochanie wiem, ale nie myśl o tym.-poklepała dziecko po plecach.
-Dobrze...-dziewczynka była zawiedziona.
-To jak jedziemy?-uśmiechnęła się szeroko kobieta do starszej córki.
-Pewnie!
-To chodź szybko. Tata już czeka w samochodzie.-dziewczynka pobiegła po schodach.
Matka jeszcze raz obejrzała się do swojej dwuletniej córeczki. Następnie obróciła się i poszła w tym samym kierunku co starsze dziecko.
Słyszeć dało się zamykające drzwi pojazdu, a następnie warkot odpalanego silnika. Oczy dziecka nagle posmutniały. Została sama...
Posmutniała matka ostatni raz spojrzała w okienko należące do pokoiku małej dziewczynki. Odjechali...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz